• Patron szkoły

        •  

               Patronem naszej szkoły jest Julian Tuwim. Co roku dzieci z klas I-III uczestniczą w szkolnym konkursie recytatorskim, podczas którego prezentują wiersze poety. Uczniowie starsi (kl. IV-VIII ) biorą udział w zmaganiach ze znajomości życia i twórczości Tuwima.

           

          Biografia

                Julian Tuwim – polski poeta i tłumacz urodzony 13 września 1894 r. w Łodzi. Julian Tuwim, będąc jeszcze uczniem łódzkiego gimnazjum, pracował w piśmie „Pola esperantisimo”, gdzie dokonywał przekładów polskich wierszy na język esperanto. Julian Tuwim debiutował wierszem „Prośba” opublikowanym w „Kurierze Warszawskim” w 1915 r. Studiował prawo i filozofię na Uniwersytecie Warszawskim. W latach 1916-1919 pisywał dla studenckiego pisma "Pro arte et studio". Tuwim współzałożył kabaret literacki „Pod Pikadorem” (1918) oraz sławną grupę poetycką „Skamander” (1919). Współpracował z pismami: „Skamander”, „Wiadomości literackie”, „Zdrój”. „Naród”, „Kurier polski”, „Cyrulik warszawski”, „Szpilka”. W 1927 r. Julian Tuwim związał się z Polskim Radiem, w 1935 r. został kierownikiem artystycznym działu humoru. W czasie II wojny światowej podróżował po Rumunii, Portugalii, Francji, Brazylii, Stanach Zjednoczonych. Współpracował z pismami polskimi wydawanymi na emigracji, jak np. „Wiadomości Polskie” i „Nowa Polska”. Julian Tuwim powrócił do polski w 1946 r. W latach 50. został kierownikiem literackim Teatru Nowego. Jego najważniejsze tomy poezji to: „Sokrates tańczący”, „Słowa we krwi”, „Rzecz czarnoleska”. Jego utwory dla dzieci („Lokomotywa”, „Słoń Trąbalski”, „Zosia-Samosia”) na trwałe przeniknęły do kultury polskiej. Julian Tuwim zmarł 27 grudnia 1953 r. w Zakopanem.

                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                          (źródło: biografia24.pl)

                                                                                                                                                                                                   

          WIERSZE DLA DZIECI

          BAMBO

          Murzynek Bambo w Afryce mieszka,
          Czarną ma skórę ten nasz koleżka.

          Uczy się pilnie przez całe ranki
          Ze swej murzyńskiej Pierwszej czytanki.

          A gdy do domu ze szkoły wraca,
          Psoci, figluje - to jego praca.

          Aż mama krzyczy: "Bambo, łobuzie!"
          A Bambo czarną nadyma buzię.

          Mama powiada: "Napij się mleka",
          A on na drzewo mamie ucieka.

          Mama powiada: "Chodź do kąpieli",
          A on się boi, że się wybieli.

          Lecz mama kocha swojego synka,
          Bo dobry chłopak z tego Murzynka.

          Szkoda, że Bambo czarny, wesoły,
          Nie chodzi razem z nami do szkoły.

           


          DWA MICHAŁY

          Tańcowały dwa Michały,
          Jeden duży, drugi mały.
          Jak ten duży zaczął krążyć,
          To ten mały nie mógł zdążyć.

          Jak ten mały nie mógł zdążyć,
          To ten duży przestał krążyć.
          A jak duży przestał krążyć,
          To ten mały mógł już zdążyć.

          A jak mały mógł już zdążyć,
          Duży znowu zaczął krążyć.
          A jak duży zaczął krążyć,
          Mały znowu nie mógł zdążyć.

          Mały Michał ledwo dychał,
          Duży Michał go popychał,
          Aż na ziemię popadały
          Tańcujące dwa Michały.


           

          DWA WIATRY

          Jeden wiatr -- w polu wiał,
          Drugi wiatr -- w sadzie grał:
          Cichuteńko, leciuteńko,
          Liście pieścił i szeleścił,
          Mdlał...

          Jeden wiatr -- pędziwiatr!
          Fiknął kozła, plackiem spadł,
          Skoczył, zawiał, zaszybował,
          Świdrem w górę zakołował
          I przewrócił się, i wpadł
          Na szumiący senny sad,
          Gdzie cichutko i leciutko
          Liście pieścił i szeleścił
          Drugi wiatr...
          Sfrunął śniegiem z wiśni kwiat,
          Parsknął śmiechem cały sad,
          Wziął wiatr brata za kamrata,
          Teraz z nim po polu lata,
          Gonią obaj chmury, ptaki,
          Mkną, wplątują się w wiatraki,
          Głupkowate mylą śmigi,
          W prawo, w lewo, świst, podrygi,
          Dmą płucami ile sił,
          Łobuzują, pal je licho!...

          A w sadzie cicho, cicho...

           


           

          DYZIO MARZYCIEL

          Położył się Dyzio na łące,
          Przygląda się niebu błękitnemu
          I marzy:
          "Jaka szkoda, że te obłoczki płynące
          Nie są z waniliowego kremu...
          A te różowe -
          Że to nie lody malinowe...
          A te złociste, pierzaste -
          Że to nie stosy ciastek...
          I szkoda, że całe niebo
          Nie jest z tortu czekoladowego...
          Jaki piękny byłby wtedy świat!
          Leżałbym sobie, jak leżę,
          Na tej murawie świeżej,
          Wyciągnąłbym tylko rękę
          I jadł... i jadł... i jadł..."

           


           

          FIGIELEK

          Raz się komar z komarem przekomarzać zaczął,
          Mówiąc, że widział raki, co się winkiem raczą.
          Cietrzew się zacietrzewił, słysząc takie słowa,
          Sęp zasępił się strasznie, osowiała sowa,
          Kura dała drapaka, że aż się kurzyło,
          Zając zajęczał smętnie, kurczę się skurczyło,
          Kozioł fiknął koziołka, słoń się cały słaniał,
          Baran się rozindyczył, a indyk zbaraniał.

           


           

          GABRYŚ

          Był raz głupi Gabryś. A wiecie, co robił?
          Kiedy konie żarły, on im owies drobił.
          Sitem wodę czerpał, ptaki uczył fruwać,
          Poszedł do kowala: kozy chciał podkuwać.

          Czapką kwiat nakrywał, kiedy deszczyk rosił,
          Liczył dziury w płocie, drwa do lasu nosił.

          Zimą domek z lodu zbudował przed chatą:
          "Będę miał - powiada - mieszkanie na lato".
          Gdy go słońce piekło, to na słońce dmuchał,
          A za topór chwytał, gdy go gryzła mucha.
          A tatusia pytał, czy mu księżyc kupi...
          Taki był ten Gabryś. A jaki? No, głupi.

           


           

          GDYBY

          Gdyby ze wszystkich na świecie drzew
          Zrobić jedno olbrzymie drzewo,
          Jedno drzewo pod samo niebo,
          A ze wszystkich na świecie rzek
          Taką rzekę, że jeden brzeg
          Byłby o milion mil od drugiego,
          A głęboką - że coś strasznego!
          I gdyby ze wszystkich na świecie małp
          Zrobić jedną małpę nad małpy,
          Taką małpę, że ten, co chciałby
          Spojrzeć na nią choć jeden raz,
          Musiałby patrzyć przez cały czas.
          Całe życie musiałby patrzyć
          I co najmniej tysiąc lat żyć! -
          I gdyby ta małpa aż spod nieba
          Zeskoczyła z tego drzewa
          Do tej rzeki - tej największej
          I najszerszej, i najgłębszej,
          Takiej wielkiej, że jej nigdy
          Nie obejmie ludzki mózg -
          Jaki to byłby -
          Jaki to byłby -
          Jaki to byłby
          PLUSK!!!

           


           

          IDZIE GRZEŚ

          Idzie Grześ
          Przez wieś,
          Worek piasku niesie,
          A przez dziurkę
          Piasek ciurkiem
          Sypie się za Grzesiem.

          "Piasku mniej -
          Nosić lżej!"
          Cieszy się głuptasek.
          Do dom wrócił,
          Worek zrzucił;
          Ale gdzie ten piasek?

          Wraca Grześ
          Przez wieś,
          Zbiera piasku ziarnka.
          Pomaluśku
          Zebrała się miarka.

          Idzie Grześ
          Przez wieś,
          Worek piasku niesie,
          A przez dziurkę
          Piasek ciurkiem
          Sypie się za Grzesiem...
          I tak dalej... i tak dalej...

           


           

          KAPUŚNIACZEK

          Jak wesoły milion drobnych wilgnych muszek,
          Jakby z worków szarych mokry, mżący maczek,
          Sypie się i skacze dżdżu wodnisty puszek,
          Rośny pył jesienny, siwy kapuśniaczek.

          Słabe to, maleńkie, ledwo samo kropi,
          Nawet w blachy bębnić nie potrafi jeszcze,
          Ot, młodziutki deszczyk, fruwające kropki,
          Co by strasznie chciały być dorosłym deszczem.

          Chciałyby ulewą lunąć w gromkiej burzy,
          Miasto siec na ukos chlustającą chłostą,
          W rynnach się rozpluskać, rozlać się w kałuży,
          Szyby dziobać łzawą i zawiłą ospą...

          Tak to sobie marzy kapanina biedna,
          Sił ostatkiem pusząc się w ostatnim deszczu...
          Lecz cóż? Spójrz: na drucie jeździ kropla jedna
          Już ją wróbel strząsnął. Już po całym deszczu.

           


           

          KOTEK

          Miauczy kotek: miau!
          - Coś ty, kotku, miał?
          - Miałem ja miseczkę mleczka,
          Teraz pusta już miseczka,
          A jeszcze bym chciał.

          Wzdycha kotek: o!
          - Co ci, kotku, co?
          - Śniła mi się wielka rzeka,
          Wielka rzeka pełna mleka
          Aż po samo dno.

          Pisnął kotek: piii...
          - Pij, koteczku, pij!
          ...Skulił ogon, zmrużył ślipie,
          Śpi - i we śnie mleczko chlipie,
          Bo znów mu się śni.

           


           

          LIST DO DZIECI

          Drogie dzieci! W tym liściku
          O jedno was proszę:
          Żebyście się co dzień myły,
          Bo brudnych nie znoszę.

          Czy pod studnią, czy na misce,
          W rzece, czy w sadzawce -
          Ale myć się! Bo przyjadę
          I sam wszystko sprawdzę!

          Myć się, dzieci, myć do czysta,
          Chłopcy i dziewczynki,
          Bo inaczej powiem, żeście
          Nie dzieci, lecz świnki!

          Trzeć się mydłem, gąbką, szczotką,
          W misce, w nurtach rzeczki!
          Bądźcie czyste!

          Z poważaniem
          Autor tej książeczki

           


           

          LOKOMOTYWA

          Stoi na stacji lokomotywa,
          Ciężka, ogromna i pot z niej spływa -
          Tłusta oliwa.
          Stoi i sapie, dyszy i dmucha,
          Żar z rozgrzanego jej brzucha bucha:
          Buch - jak gorąco!
          Uch - jak gorąco!
          Puff - jak gorąco!
          Uff - jak gorąco!
          Już ledwo sapie, już ledwo zipie,
          A jeszcze palacz węgiel w nią sypie.
          Wagony do niej podoczepiali
          Wielkie i ciężkie, z żelaza, stali,
          I pełno ludzi w każdym wagonie,
          A w jednym krowy, a w drugim konie,
          A w trzecim siedzą same grubasy,
          Siedzą i jedzą tłuste kiełbasy.
          A czwarty wagon pełen bananów,
          A w piątym stoi sześć fortepianów,
          W szóstym armata, o! jaka wielka!
          Pod każdym kołem żelazna belka!
          W siódmym dębowe stoły i szafy,
          W ósmym słoń, niedźwiedź i dwie żyrafy,
          W dziewiątym - same tuczone świnie,
          W dziesiątym - kufry, paki i skrzynie,
          A tych wagonów jest ze czterdzieści,
          Sam nie wiem, co się w nich jeszcze mieści.

          Lecz choćby przyszło tysiąc atletów
          I każdy zjadłby tysiąc kotletów,
          I każdy nie wiem jak się natężał,
          To nie udźwigną - taki to ciężar!

          Nagle - gwizd!
          Nagle - świst!
          Para - buch!
          Koła - w ruch!

          Najpierw
          powoli
          jak żółw
          ociężale
          Ruszyła
          maszyna
          po szynach
          ospale.
          Szarpnęła wagony i ciągnie z mozołem,
          I kręci się, kręci się koło za kołem,
          I biegu przyspiesza, i gna coraz prędzej,
          I dudni, i stuka, łomoce i pędzi.

          A dokąd? A dokąd? A dokąd? Na wprost!
          Po torze, po torze, po torze, przez most,
          Przez góry, przez tunel, przez pola, przez las
          I spieszy się, spieszy, by zdążyć na czas,
          Do taktu turkoce i puka, i stuka to:
          Tak to to, tak to to, tak to to, tak to to,
          Gładko tak, lekko tak toczy się w dal,
          Jak gdyby to była piłeczka, nie stal,
          Nie ciężka maszyna zziajana, zdyszana,
          Lecz raszka, igraszka, zabawka blaszana.

          A skądże to, jakże to, czemu tak gna?
          A co to to, co to to, kto to tak pcha?
          Że pędzi, że wali, że bucha, buch-buch?
          To para gorąca wprawiła to w ruch,
          To para, co z kotła rurami do tłoków,
          A tłoki kołami ruszają z dwóch boków
          I gnają, i pchają, i pociąg się toczy,
          Bo para te tłoki wciąż tłoczy i tłoczy,,
          I koła turkocą, i puka, i stuka to:
          Tak to to, tak to to, tak to to, tak to to!...

           


           

          MRÓZ

          W ostry mróz chłopek wiózł
          Z lasu chrust na wozie,
          Skrzypi coś, oś nie oś,
          Trzaska chrust na mrozie.

          Tężał mróz, wicher rósł,
          Pędząc jak w sto koni,
          Trzeszczy wóz, trzeszczy mróz,
          Chłop zębami dzwoni.

          Szkapa: brr! Chłop jej: prr! -
          A podwozie zgrzyta,
          Gwiżdże wiatr, śwista bat,
          Stukają kopyta.

          Chrzęst i brzęk, zgrzyt i stęk,
          Hałas jak w fabryce!
          Mniejszy mróz, lżejszy wóz
          Przy takiej muzyce.

           


           

          O GRZESIU KŁAMCZUCHU I JEGO CIOCI

          - Wrzuciłeś, Grzesiu, list do skrzynki, jak prosiłam?
          - List, proszę Cioci? List? Wrzuciłem, Ciociu miła!
          - Nie kłamiesz Grzesiu? Lepiej przyznaj się kochanie!
          - Jak Ciocię kocham, proszę Cioci, że nie kłamię!
          - Oj Grzesiu, kłamiesz! Lepiej powiedz po dobroci!
          - Ja miałbym kłamać? Niemożliwe, proszę Cioci!
          - Wuj Leon czeka na ten list więc daj mi słowo.
          - No słowo daję! I pamiętam szczegółowo:
          List był do wujka Leona,
          A skrzynka była czerwona,
          A koperta.. no taka... tego...
          Nic takiego nadzwyczajnego,
          A na kopercie nazwisko
          I Łódź, i ta ulica z numerem,
          I pamiętam wszystko:
          Ze znaczek był z Belwederem,
          A jak wrzucałem ten list do skrzynki,
          To przechodził tatuś Halinki,
          I jeden oficer tez wrzucał,
          Wysoki - wysoki,
          Taki wysoki, ze jak wrzucał to kucał.
          I jechała taksówka... i powóz...
          I krowę prowadzili... i trąbił autobus,
          I szły jakieś trzy dziewczynki,
          Jak wrzucałem ten list do skrzynki...
          Ciocia głową pokiwała,
          Otworzyła szeroko oczy ze zdumienia:
          - Oj Grzesiu, Grzesiu!
          Przecież ja ci wcale nie dałam
          Żadnego listu do wrzucenia!...

           


           

          OKULARY

          Biega, krzyczy pan Hilary:
          "Gdzie są moje okulary?"

          Szuka w spodniach i w surducie,
          W prawym bucie, w lewym bucie.

          Wszystko w szafach poprzewracał,
          Maca szlafrok, palto maca.

          "Skandal! - krzyczy - nie do wiary!
          Ktoś mi ukradł okulary!"

          Pod kanapą, na kanapie,
          Wszędzie szuka, parska, sapie!

          Szuka w piecu i w kominie,
          W mysiej dziurze i w pianinie.

          Już podłogę chce odrywać,
          Już policję zaczął wzywać.

          Nagle zerknął do lusterka...
          Nie chce wierzyć... Znowu zerka.

          Znalazł! Są! Okazało się,
          Że je ma na własnym nosie.

           


           

          PSTRYK

          Sterczy w ścianie taki pstryczek,
          Mały pstryczek-elektryczek,
          Jak tym pstryczkiem zrobić pstryk,
          To się widno robi w mig.
          Bardzo łatwo:
          Pstryk - i światło!
          Pstryknąć potem jeszcze raz,
          Zaraz mrok otoczy nas.
          A jak pstryknąć trzeci raz-
          Znowu dawny świeci blask.
          Taką siłę ma tajemną
          Ten ukryty w ścianie smyk!
          Ciemno - widno -
          Widno - ciemno.
          Któż to jest ten mały pstryk?
          Może świetlik? Może ognik?
          Jak tam dostał się i skąd?
          To nie ognik. To przewodnik.
          Taki drut, a w drucie PRĄD.
          Robisz pstryk i włączasz PRĄD!
          Elektryczny bystry PRRRRĄD!
          I stąd światło?
          Właśnie stąd!

           


           

          PTAK

          Na gałązce usiadł ptak:
          Zaszczebiotał, zatrzepotał,
          Ostry dzióbek w piórka otarł,
          Rozkołysał cały krzak.

          Potem z świrem frunął w lot!
          A gałązka rozhuśtana
          Jeszcze drży, uradowana,
          Że ją tak rozpląsał trzpiot.

           


           

          PTASIE PLOTKI

          Ptasie plotki
          Przyszła gąska do kaczuszki,
          Obgadały kurze nóżki.

          Do indyczki przyszła kurka,
          Obgadały kacze piórka.

          Przyszła kaczka do perliczki,
          Obgadały dziób indyczki.

          Kaczka kaczce wykwakała,
          Co gęś o niej nagęgała.

          Na to rzekła gęś, że kaczka
          Jest złodziejka i pijaczka.

          O indyczce zaś pantarka
          Powiedziała, że plotkarka.

          Teraz bójka wśród podwórka,
          Że aż lecą barwne piórka.

           


           

          PTASIE RADIO

          Halo! halo!
          Tutaj ptasie radio w brzozowym gaju,
          Nadajemy audycję z ptasiego kraju.
          Proszę, niech każdy nastawi aparat,
          Bo sfrunęły się ptaszki
          dla odbycia narad:
          Po pierwsze - w sprawie
          Co świtem piszczy w trawie?
          Po drugie - gdzie się
          Ukrywa echo w lesie?
          Po trzecie - kto się
          Ma pierwszy kąpać w rosie?
          Po czwarte - jak
          Poznać, kto ptak,
          A kto nie ptak?
          A po piąte przez dziesiąte
          Będą ćwierkać, świstać, kwilić,
          Pitpilitać i pimpilić
          Ptaszki następujące:

          Słowik, wróbel, kos, jaskółka,
          Kogut, dzięcioł, gil, kukułka,
          Szczygieł, sowa, kruk, czubatka,
          Drozd, sikorka i dzierlatka,
          Kaczka, gąska, jemiołuszka,
          Dudek, trznadel, pośmieciuszka,
          Wilga, zięba, bocian, szpak
          Oraz każdy inny ptak.

          Pierwszy - słowik
          Zaczął tak:
          "Halo! O, halo lo lo lo lo!
          Tu tu tu tu tu tu tu
          Radio, radijo, dijo, ijo, ijo
          Tijo, trijo, tru lu lu lu lu
          Pio pio pijo lo lo lo lo lo
          Plo plo plo plo plo halo!"

          Na to wróbel zaterlikał:
          "Cóż to znowu za muzyka?
          Muszę zajrzeć do słownika,
          By zrozumieć śpiew słowika.
          Ćwir ćwir świrk!
          Świr świr ćwirk!
          Tu nie teatr
          Ani cyrk!
          Patrzcie go! Nastroszył piórka!
          I wydziera się jak kurka!
          Dość tych arii, dość tych liryk!
          Ćwir ćwir czyrik,
          Czyr czyr ćwirk!

          I tak zaczął ćwirzyć, ćwikać,
          Ćwierkać, czyrkać, czykczyrikać,
          Że aż kogut na patyku
          Zapiał gniewnie: "Kukuryku!"

          Jak usłyszy to kukułka,
          Wrzaśnie: "A to co za spółka?
          Kuku-ryku? Kuku-ryku?
          Nie pozwalam rozbójniku!
          Bierz, co chcesz, bo ja nie skąpię,
          Ale kuku nie ustąpię.
          Ryku - choć do jutra skrzecz!
          Ale kuku - moja rzecz!"
          Zakukała: kuku! kuku!
          Na to dzięcioł: stuku! puku!
          Czajka woła: czyjaś ty, czyjaś?
          Byłaś gdzie? Piłaś co? Piłaś, to wyłaź!
          Przepióreczka: chodź tu! pójdź tu!
          Masz co? daj mi! rzuć tu! rzuć tu!

          I od razu wszystkie ptaki
          W szczebiot, w świergot, w zgiełk - o taki:
          "Daj tu! Rzuć tu! Co masz? Wiórek?
          Piórko? Ziarnko? Korek? Sznurek?
          Pójdź tu, rzuć tu! Ja ćwierć i ty ćwierć!
          Lepię gniazdko, przylep to, przytwierdź!
          Widzisz go! Nie dam ci! Moje! Czyje?
          Gniazdko ci wiję, wiję, wiję!
          Nie dasz mi? Takiś ty? Wstydź się, wstydź się!"
          I wszystkie ptaki zaczęły bić się.

          Przyfrunęła ptasia milicja
          I tak się skończyła ta leśna audycja.

           


           

          ROK I BIEDA

          Cztery biedy na tym świecie:
          Pierwsza bieda - wiosną,
          Ale słonko silniej świeci
          I kwiateczki rosną.

          Drugą biedę lato niesie,
          A z nią troski, smutki,
          Ale za to w ciemnym lesie
          Smaczne są jagódki.

          Trzecia bieda idzie za tą,
          Trapi nas jesienią,
          Ale za to w babie lato
          Jabłka się czerwienią.

          Czwarta bieda: wiatr, zimnisko,
          Mróz odetchnąć nie da,
          Ale za to wiosna blisko
          I - wiosenna bieda.

           


           

          RYCERZ KRZYKALSKI

          Rycerz Krzykalski
          Oto rycerz Krzykalski,
          Spójrzcie, co za mina!
          Zdarzyło się mu kiedyś
          Złapać Tatarzyna.

          Krzyczy: "Hura! To moja
          Odwaga i męstwo!
          Wróg w niewoli! Ja górą!
          Odniosłem zwycięstwo!

          Nieustraszony jestem,
          Więc natarłem zbrojnie!
          Hura! Hura! Jam pierwszy
          Śmiałek na tej wojnie!

          Któż by się mógł porównać
          Z takim bohaterem?
          Niech tu sam król przyjedzie
          Z największym orderem!

          Dla mnie wszystkie zaszczyty!
          Dla mnie cześć i chwała!
          Złapałem Tatarzyna!
          Zdobyłem trzy działa!"

          Więc krzyczą mu:
          "Przyprowadź tego Tatarzyna!"
          A Krzykalski: "Nie mogę,
          Bo mnie za łeb trzyma!"

           


           

          RZECZKA

          Płynie, wije się rzeczka
          Jak błyszcząca wstążeczka,
          Tu się srebrzy, tam ginie,
          A tam znowu wypłynie.

          Woda w rzeczce przejrzysta,
          Zimna, bystra i czysta,
          Biegnąc mruczy i szumi,
          Ale kto ją zrozumie?

          Tylko kamień i ryba
          Znają mowę tę chyba,
          Ale one, jak wiecie,
          Znane milczki na świecie.

           


           

          RZEPKA

          Zasadził dziadek rzepkę w ogrodzie,
          Chodził te rzepkę oglądać co dzień.
          Wyrosła rzepka jędrna i krzepka,
          Schrupać by rzepkę z kawałkiem chlebaka!
          Więc ciągnie rzepkę dziadek niebożę,
          Ciągnie i ciągnie, wyciągnąć nie może!

          Zawołał dziadek na pomoc babcię:
          "Ja złapię rzepkę, ty za mnie złap się!"
          I biedny dziadek z babcią niebogą
          Ciągną i ciągną, wyciągnąć nie mogą!
          Babcia za dziadka,
          Dziadek za rzepkę,
          Oj, przydałby się ktoś na przyczepkę!

          Przyleciał wnuczek, babci się złapał,
          Poci się, stęka, aż się zasapał!
          Wnuczek za babcię,
          Babcia za dziadka,
          Dziadek za rzepkę,
          Oj, przydałby się ktoś na przyczepkę!
          Pocą się, sapią, stękają srogo,
          Ciągną i ciągną, wyciągnąć nie mogą!

          Zawołał wnuczek szczeniaczka Mruczka,
          Przyleciał Mruczek i ciągnie wnuczka!
          Mruczek za wnuczka,
          Wnuczek za babcię,
          Babcia za dziadka,
          Dziadek za rzepkę,
          Oj, przydałby się ktoś na przyczepkę!
          Pocą się, sapią, stękają srogo,
          Ciągną i ciągną, wyciągnąć nie mogą!

          Na kurkę czyhał kotek w ukryciu,
          Zaszczekał Mruczek: "Pomóż nam, Kiciu!"
          Kicia za Mruczka,
          Mruczek za wnuczka,
          Wnuczek za babcię,
          Babcia za dziadka,
          Dziadek za rzepkę,
          Oj, przydałby się ktoś na przyczepkę!
          Pocą się, sapią, stękają srogo,
          Ciągną i ciągną, wyciągnąć nie mogą!

          Więc woła Kicia kurkę z podwórka,
          Wnet przyleciała usłużna kurka.
          Kurka za Kicię,
          Kicia za Mruczka,
          Mruczek za wnuczka,
          Wnuczek za babcię,
          Babcia za dziadka,
          Dziadek za rzepkę,
          Oj, przydałby się ktoś na przyczepkę!
          Pocą się, sapią, stękają srogo,
          Ciągną i ciągną, wyciągnąć nie mogą!

          Szła sobie gąska ścieżynką wąską,
          Krzyknęła kurka: "Chodź no tu gąsko!"
          Gąska za kurkę,
          Kurka za Kicię,
          Kicia za Mruczka,
          Mruczek za wnuczka,
          Wnuczek za babcię,
          Babcia za dziadka,
          Dziadek za rzepkę,
          Oj, przydałby się ktoś na przyczepkę!
          Pocą się, sapią, stękają srogo,
          Ciągną i ciągną, wyciągnąć nie mogą!

          Leciał wysoko bocian-długonos,
          "Fruńże tu, boćku, do nas na pomoc!"
          Bociek za gąskę,
          Gąska za kurkę,
          Kurka za Kicię,
          Kicia za Mruczka,
          Mruczek za wnuczka,
          Wnuczek za babcię,
          Babcia za dziadka,
          Dziadek za rzepkę,
          Oj, przydałby się ktoś na przyczepkę!
          Pocą się, sapią, stękają srogo,
          Ciągną i ciągną, wyciągnąć nie mogą!

          Skakała drogą zielona żabka,
          Złapała boćka - rzadka to gradka!
          Żabka za boćka,
          Bociek za gąskę,
          Gąska za kurkę,
          Kurka za Kicię,
          Kicia za Mruczka,
          Mruczek za wnuczka,
          Wnuczek za babcię,
          Babcia za dziadka,
          Dziadek za rzepkę,
          A na przyczepkę
          Kawka za żabkę
          Bo na tę rzepkę
          Też miała chrapkę.

          Tak się zawzięli,
          Tak się nadęli,
          Ze nagle rzepkę
          Trrrach!! - wyciągnęli!
          Aż wstyd powiedzieć,
          Co było dalej!
          Wszyscy na siebie
          Poupadali:
          Rzepka na dziadka,
          Dziadek na babcię,
          Babcia na wnuczka,
          Wnuczek na Mruczka,
          Mruczek na Kicię,
          Kicia na kurkę,
          Kurka na gąskę,
          Gąska na boćka,
          Bociek na żabkę,
          Żabka na kawkę
          I na ostatku
          Kawka na trawkę.

           


           

          SKAKANKA

          "Żeby kózka nie skakała,
          Toby nóżki nie złamała".
          Prawda!

          Ale gdyby nie skakała,
          Toby smutne życie miała.
          Prawda?

          Bo figlować - bardzo miło,
          A bez tego - toby było
          Nudno...

          Chociaż teraz musi płakać,
          Potem będzie znowu skakać!
          Trudno!

          Więc gdy cię dorośli straszą,
          Że tak będzie, jak z tą naszą
          Kozą,
          Najpierw grzecznie ich wysłuchaj,
          Potem powiedz im do ucha
          Prozą:

          "A ja znam może dwadzieścia innych kózek, co od rana do wieczora skakały i zdrowe są, i wesołe, i nic im się nie stało, i dalej skaczą! Grunt, żeby się nie bać! Tak skakać, żeby się nic nie stało! Bo inaczej, co by za życie było? Prawda?" I skacz, ile ci się podoba. Niech dorośli zobaczą, jak się to robi!

           


           

          SŁOŃ TRĄBALSKI

          Był sobie słoń wielki - jak słoń.
          Zwał się ten słoń Tomasz Trąbalski.
          Wszystko, co miał, było jak słoń!
          Lecz straszny był Zapominalski.

          Słoniową miał głowę i nogi słoniowe,
          I kły z prawdziwej kości słoniowej,
          I trąbę, którą wspaniale kręcił,
          Wszystko słoniowe - oprócz pamięci.

          Zaprosił kolegów słoni na karty
          Na wpół do czwartej.
          Przychodzą - ryczą: "Dzień dobry, kolego!"
          Nikt nie odpowiada,
          Nie ma Trąbalskiego.
          Zapomniał! Wyszedł!

          Miał przyjść do państwa Krokodylów
          Na filiżankę wody z Nilu:
          Zapomniał! Nie przyszedł!

          Ma on chłopczyka i dziewczynkę,
          Miłego słonika i śliczną słoninkę.
          Bardzo kocha te swoje słonięta,
          Ale ich imion nie pamięta.
          Synek nazywa się Biały Ząbek,
          A ojciec woła: "Trąbek! Bombek!"
          Córeczce na imię po prostu Kachna,
          A ojciec woła: "Grubachna! Wielgachna!"

          Nawet gdy własne imię wymawia,
          Gdy się na przykład komuś przedstawia,
          Często się myli Tomasz Trąbalski
          I mówi: "Jestem Tobiasz Bimbalski".

          Żonę ma taką - jakby sześć żon miał!
          (Imię jej: Bania, ale zapomniał),
          No i ta żona kiedyś powiada:
          "Idź do doktora, niechaj cię zbada,
          Niech cię wyleczy na stare lata!"

          Więc zaraz poszedł - do adwokata.
          Potem do szewca i rejenta.
          I wszędzie mówi, że nie pamięta!

          "Dobrze wiedziałem, lecz zapomniałem,
          Może kto z panów wie czego chciałem?"

          Błąka się, krąży, jest coraz później,
          Aż do kowala trafił, do kuźni.
          Ten chciał go podkuć, więc oprzytomniał,
          Przypomniał sobie to co zapomniał!

          Kowal go zbadał, miechem podmuchał,
          Zajrzał do gardła, zajrzał do ucha,
          Potem opukał młotem kowalskim
          I mówi: "Wiem już, panie Trąbalski!
          Co dzień na głowę wody kubełek
          oraz na trąbie zrobić supełek".
          I chlust go wodą! Sekundę trwało
          I w supeł związał trąbę wspaniałą!

          Pędem poleciał Tomasz do domu.
          Żona w krzyk: "Co to?!" - "Nie mów nikomu!
          To dla pamięci!" - "O czym?" - "No ... chciałem..."
          "Co chciałeś?" - "Nie wiem! Już zapomniałem!"

           


           

          SŁÓWKA I SŁUFKA

          Dziś po dyktandzie w szkole
          Wrócił Jerzy do domu markotny.
          Ziewał, ziewał - i zdrzemnął się przy stole,
          Bo i dzień był jakiś senny i słotny.
          I przyszły do Jerzyka trzy słówka:
          "Brzózka", "Jabłko", "Główka"
          I powiedziały:

          -Jestem Brzózka, nie "bżuska"
          -Jestem Jabłko, nie "japko"
          -Jestem Główka, nie "głufka".
          Jak można tak znieważać urodę naszą i ród?
          Trzeba się uczyć! Uważać! Na pewno opłaci się trud.
          Nie pomogą tu żadne wykręty, wymówki.
          I rzuciły mu na stół swoje wizytówki,
          Żeby wiedział, z kim ma do czynienia,
          I wyzbył się takich zwyczajów prostackich:
          Jabłko z Jabłońskich,
          Brzózka z Brzozowskich,
          Główka z Głowackich.
          - A gdy i nadal będziesz sadził błąd po błędzie,
          To zrobimy z Jerzego - Jeżego,
          Złego jeża kolczastego;
          I co? Przyjemnie ci będzie?
          Wystąpiły na Jerzego siódme poty!
          Obudził się - i do roboty!

           


           

          SPÓŹNIONY SŁOWIK

          Płacze pani słowikowa w gniazdku na akacji,
          Bo pan słowik przed dziewiątą miał być na kolacji.
          Tak się godzin wyznaczonych pilnie zawsze trzyma,
          A tu już po jedenastej - i słowika nie ma!

          Wszystko stygnie: zupka z muszek na wieczornej rosie,
          Sześć komarów nadziewanych w konwaliowym sosie,
          Motyl z rożna, przyprawiony gęstym cieniem z lasku,
          A na deser - tort z wietrzyka w księżycowym blasku.

          Może mu się co zdarzyło? Może go napadli?
          Szare piórka oskubali, srebrny głosik skradli?
          To przez zazdrość! To skowronek z bandą skowroniątek!
          Piórka - głupstwo, bo odrosną, ale głos - majątek!

          Nagle zjawia się pan słowik, poświstuje, skacze...
          "Gdzieś ty latał? Gdzieś ty fruwał? Przecież ja tu płaczę!"
          A pan słowik słodko ćwierka: "wybacz, moje złoto,
          Ale wieczór taki piękny, że szedłem piechotą!"

           


           

          STÓŁ

          Wyrosło w lesie drzewo potężne,
          Twarde, wysmukłe i niebosiężne.

          Raz przyszli drwale, drzewo zrąbali,
          Bardzo się przy tym naharowali.

          Potem je konie na tartak wlokły,
          Tak się zziajały, że całe zmokły.

          Na tym tartaku warczące piły
          Tak drzewo cięły, że się stępiły.

          Kupił te szorstkie listwy i deski
          Stolarz warszawski Adam Wiśniewski.

          Adam Wiśniewski, nie lada majster,
          Wziął piłę, młotek, hebel i klajster.

          Mierzył, heblował, kleił, sposobił,
          Zbijał, malował, wreszcie stół zrobił.

          Tyle to trzeba było mozołu
          Dla sporządzenia jednego stołu.

           


           

          TANIEC

          Skoczył stołek do wiaderka,
          Zaprosił je do oberka,
          Dzbanek z półki - hyc na ziemię:
          "Ja niegorszy! Poproś-że mię!"

          A za dzbankiem talerz skoczył,
          Dokoluśka się potoczył,
          Piec, choć grubas, złapał kija
          I ochoczo nim wywija.

          Biedna miotła w kącie stoi,
          Też by chciała, lecz się boi,
          Bo jak w tańcu się rozluźni,
          To ją będą zbierać później.

          Tańczy skrzynia i siekiera,
          Aż się miotle na płacz zbiera.
          Już nie może ustać dłużej
          I tak pląsa, aż się kurzy!

           


           

          TRUDNY RACHUNEK

          Szły raz drogą trzy kaczuszki,
          Grzeczne, że aż miło:
          Pierwsza biała, druga czarna,
          A trzeciej nie było.

          Na spotkanie tym kaczuszkom
          Dwie znajome wyszły:
          Pierwsza z krzaków, druga z sieni,
          Trzecia prosto z Wisły.

          Aż tu jeszcze jedna idzie,
          Bardzo wesolutka,
          Idzie sobie, podskakuje,
          A ta druga - smutna.

          Siadły wszystkie na ławeczce,
          Wtem dziewiąta krzyczy:
          "Pięć nas było, a jest osiem!
          Kto nas wreszcie zliczy?"

          Na to mówi jej ta trzecia:
          "Sprawa bardzo trudna!
          Wyszłam pierwsza, przyszłam szósta,
          Teraz jestem siódma!"

          I nie mogły się doliczyć,
          Nic nie wyszło z tego,
          Więc do domu, choć to kaczki,
          Wróciły gęsiego.

           


           

          W AREOPLANIE

          Miała babcia kurkę,
          Kurkę-złotopiórkę,
          Wesołą kokoszkę,
          Zwariowaną troszkę.
          Kiedyś jej ta kurka
          Uciekła z podwórka.
          Babcia za nią truchtem drepce,
          "Wracaj" - krzyczy... - "A ja nie chcę!"

          A tam zaraz blisko
          To było lotnisko,
          Kurka się tam zapędziła,
          Aeroplan zobaczyła,
          A że była dobra skoczka,
          Wskoczyła tam nasza kwoczka.
          Wtedy babcia - hopla! -
          Też na areoplan.

          Jak me zaczną się szamotać,
          Drapać, dziobać, rzucać, miotać,

          Szarpać, łapać się za rygle,
          To przy skrzydle, to przy śmigle.

          Aż przez takie szamotanie
          Motor warknął niespodzianie,

          Śmigło kręci się jak fryga
          I samolot w górę dźwiga.

          Kurka w skrzek - babcia w płacz:
          "Co się dzieje? Kurko, patrz!"

          Kurka w bek, babcia w krzyk,
          A on sobie kozła - fik!

          Kurka gdacze, babcia płacze,
          A on sobie buja, skacze,

          Coraz wyżej się unosi,
          Chociaż babcia błaga, prosi,

          Chociaż kurka motor dziobie,
          Kółka drapie, śrubki skrobie,

          Aeroplan coraz chyżej,
          Coraz śmielej, coraz wyżej!

          Na dół popatrzyły,
          Dziwy zobaczyły:

          Wielkie góry - jak kupki piasku,
          Wielkie drzewa - jak krzaczki w lasku,
          Rzeki - srebrne wstążeczki,
          Łąki - zielone chusteczki,
          Domy - klocki drewniane,
          Pola - kratki malowane,
          Jeziora - jak donice,
          Pociągi - jak gąsienice,
          Ludzie - jak mrówki,

          Krowy - jak boże krówki,
          A kurek to nawet nie widać.
          Popatrzyły do góry -
          Co zobaczyły? Chmury?
          Akurat!

          Chmury już w dole były
          I ziemię zasłoniły.

          "Ach, babciu - krzyczy kurka -
          Na głowie stanął świat!"
          Aż tu naraz w środku nieba
          Księżyc zjawia się przed niemi,
          Ze sto razy chyba większy
          Niż ten, który widać z ziemi:
          Przymrużył jedno ślipie,
          A drugim groźnie łypie,
          Otworzył usta jak okno.
          I byłby samolot połknął,
          Ale babcia zeskoczyła
          I nagle się obudziła.

          Patrzy - porządek wszędzie,
          Nic złego się nie dzieje,
          Kurka siedzi na grzędzie
          I z babci się śmieje.

           


           

          WARZYWA

          Położyła kucharka na stole:
          Kartofle,
          Buraki,
          Marchewkę,
          Fasolę,
          Kapustę,
          Pietruszkę,
          Selery
          I groch.

          Och!
          Zaczęły się kłótnie,
          Kłócą się okrutnie:
          Kto z nich większy,
          A kto mniejszy,
          Kto ładniejszy,
          Kto zgrabniejszy:
          Kartofle?
          Buraki?
          Marchewka?
          Fasola?
          Kapusta?
          Pietruszka?
          Selery
          Czy groch?

          Ach!
          Nakrzyczały się, że strach!

          Wzięła kucharka -
          Nożem ciach!
          Pokrajała, posiekała:
          Kartofle,
          Buraki,
          Marchewkę,
          Fasolę,
          Kapustę,
          Pietruszkę,
          Selery
          I groch -
          I do garnka!

           


           

          WSZYSCY DLA WSZYSTKICH

          Murarz domy buduje,
          Krawiec szyje ubrania,
          Ale gdzieżby co uszył,
          Gdyby nie miał mieszkania?

          A i murarz by przecie
          Na robotę nie ruszył,
          Gdyby krawiec mu spodni
          I fartucha nie uszył.

          Piekarz musi mieć buty,
          Więc do szewca iść trzeba,
          No, a gdyby nie piekarz,
          Toby szewc nie miał chleba.

          Tak dla wspólnej korzyści
          I dla dobra wspólnego
          Wszyscy muszą pracować,
          Mój maleńki kolego.

           


           

          ZOSIA - SAMOSIA

          Jest taka Zosia,
          Nazwano ją Zosia-Samosia,
          Bo wszystko "Sama! Sama! Sama!"
          Ważna mi dama!
          Wszystko sama lepiej wie,
          wszystko sama robić chce,
          Dla niej szkoła, książka, mama
          nic nie znaczą - wszystko sama!
          Zjadła wszystkie rozumy,
          Więc co jej po rozumie?
          Uczyć się nie chce - bo po co,
          Gdy sama wszystko umie?
          A jak zapytać Zosi:
          - Ile jest dwa i dwa?
          - Osiem!
          - A kto był Kopernik?
          - Król!
          - A co nam Śląsk daje?
          - Sól!
          - A gdzie leży Kraków?
          - Nad Wartą!
          - A uczyć się warto?
          - Nie warto!
          Bo ja sama wszystko wiem
          i śniadanie sama zjem,
          I samochód sama zrobię
          I z wszystkim poradzę sobie!
          Kto by się tam uczył, pytał,
          Dowiadywał się i czytał,
          Kto by sobie głowę łamał,
          Kiedy mogę sama, sama!
          - Toś ty taka mądra dama?
          A kto głupi jest!
                - Ja sama

           

  • Galeria zdjęć

      brak danych